Praktycznie każdy dzień inaugurujemy włączeniem komputera. Każdy z nas poszukuje w tej bezgranicznej przestrzeni czegoś dla siebie. Sprawdzamy pocztę, aktualizacje na portalach społecznościowych, wiadomości, pogodę, plotki. Ta przestrzeń, którą zdołaliśmy opanować, wydaje się, nie niesie za sobą żadnych przykrych niespodzianek. W Internecie poznajemy ludzi, dodając do naszego życia wersję wirtualną. Wymieniamy się poglądami z osobami, wchodzimy na fora, prowadząc dyskusje, komentujemy statusy obcych nam ludzi. Internet jest przestrzenią wygodną. Bez wychodzenia z domu możemy zrobić przelew, porozmawiać, wypełnić obowiązki związane z pracą. Poczucie bezpieczeństwa wypełniamy hasłem dostępu do prywatnych kont lub nickiem, pod którym widniejemy w przestrzeni wirtualnej. Tych nicków możemy stwarzać nieskończoność, bo nikt nie wyznacza nam granic. Internet pozwala nam oszukiwać innych lub – jak kto woli – budować nowe osobowości dla siebie samych, celem odnalezienia własnego ja. Lub celem zabawy. Każdy z nas udawał kiedyś w Internecie kogoś, kim w rzeczywistości nie jest. Mowa o niewinnych żartach, którymi łatwo operować skoro odbiorca nie widzi naszej mimiki. Mowa o wcielaniu się w postaci, które nikomu krzywdy nie robią, ich osobowości stwarzane są na czas zabawy i porzucane po jej zakończeniu. Pomysłów jest masa. A zagrożeń? Czytaliśmy o nich w nawiązaniu do stalkingu. Szeroko rozpisywały się na ich temat media, czytaliśmy wyznania ofiar. I niby nic, bo nas to nie dosięga. I to jest właśnie bzdurą. Ofiarą stalkingu może paść każdy, każdy może być stalkerem. Nie zamierzam nikogo przestrzegać przed używaniem komputera, nie powiem też jak używać go mądrze. Chcę jedynie przedstawić zbiór historii, które udało mi się zebrać w nawiązaniu do tematu.
Nie będzie nazwisk, ani miejsc. Wirtualna zemsta często ma swoje źródło w niespełnionej miłości. Są kobiety porzucające mężczyzn, którzy mszczą się wysyłaniem serii obraźliwych maili. Są mężczyźni, stający się ofiarami byłych kochanek, które nie przestają dzwonić. Pomysłów na zemstę jest masa. Internet i telefon poszerzają krąg sposobów na odegranie się. Zacznijmy więc od miłości. Pewna kobieta zostawiła swojego narzeczonego na chwilę przed pójściem do ołtarza. Narzeczony nie pogodził się ze stratą. Zaczęło się od męczących telefonów i próśb powrotu. Później smsy i ogrom maili. Na starcie delikatne w tonie, poparte argumentami i próbami wyjaśnień. Nie było jednak na nie żadnych odpowiedzi. Wtedy zaczęły się wiadomości z pogróżkami. Zwracając uwagę na to, że byli to bliscy sobie ludzie, można uznać, że rzeczywiście mieli czym szafować. Ale i pogróżki nie przyniosły spodziewanych efektów. Kolejnym etapem stało się więc działanie. Narzeczony najpierw wysłał serię wiadomości do szefa swojej ukochanej. W mailu było o przywoływanych z pamięci słowach, które budowała niegdyś niedoszła żona, a które obrażały pracodawcę. Podobna seria poszła do przyjaciół, którym obiecywało się milczenie za wymianę plotek, a które to plotki tak czy siak wędrowały do narzeczonego. Poszła też seria fotografii, do rodziny, szefa, przyjaciół, które były na tyle intymnymi, że nie powinny trafić nigdzie. Wszystko to – wiadomo – oburzyło odbiorców, których złość skierowana była w stronę ofiary stalkingu. Ale to wciąż nie koniec. Kiedy mściciel ulubował się w zemście, nie jest w stanie zatrzymać się na takich drobiazgach. Pomysł rodzi pomysł, a zemsta budzi kreatywność. Tak więc kolejnym krokiem – Internet jest przecież olbrzymi – było zbudowanie kilkunastu postów na portalach społecznościowych, do których przypisana była dziewczyna. Rzecz, którą przeczytać może każdy zalogowany na danym serwisie i przynależący do zbioru znajomych danej osoby. Łatwo można się obronić przed kolejnymi atakami, blokując dostęp do konta osobie prześladującej. Nie zapominajmy jednak, że są to ludzie, którzy znają swoje sekrety i czułe punkty. Często też znają swoje hasła, do różnych wirtualnych miejsc. Zanim więc ofiara uświadomi sobie jak wielki popełniła błąd, dzieląc się z chłopakiem swoją przestrzenią, na jej blogu pojawić się może wyznanie, którego autorką nie będzie. Wyznanie, fotografia, rachunek sumienia, żenująca wiadomość. Można rozstać się w zgodzie, ale poczucie pustki, która nie omija po rozstaniu nikogo często wypełnia się poczuciem zemsty – jedyną emocją pozwalającą na wstawanie z łóżka. Jeśli zablokujemy już wszystkie hasła, zmienimy numer telefonu, a przyjaciół, rodzinę, pracodawców uprzedzimy przed możliwością kolejnych ataków, może nam się wydawać, że jesteśmy bezpieczni. Stalker jednak nie zechce przegrać, więc nie zakończy swoich starań w konsekwentnym zakłócaniu spokoju. Kolejna historia wiąże się z wykonywaniem telefonów do najróżniejszych firm i proszeniu ich o realizowanie usług pod adresem własnej ofiary. Zamawia więc przesadną ilość jedzenia o przesadnie wysokiej cenie na adres ukochanej, by ta pokryła koszt pomyłki. Następnie prosi firmę meblową o przywiezienie pod wiadomy adres wielkiej komody. Pomysłów jest masa, każdy z nas mógłby, idąc tą ścieżką, wpaść na niejeden. Mniej lub bardziej niesmaczny.
Można zrobić komuś krzywdę włączając w same czyny element premedytacji. Można kogoś karać za wyrządzone nam krzywdy, wierząc jak bardzo nasz rewanż będzie dotkliwy dla osoby winnej naszych cierpień. Nie mówię, że jest to zrozumiałe i oczywiste, że w ten sposób wszyscy wzajemnie powinniśmy rzucać sobie kłody pod nogi. Można to jednak uzasadnić. Stalker to zwykle osoba, która nie radzi sobie z problemami emocjonalnymi i nie dając upustu swojej złości w inny sposób, chce by jego krzywdy odczuli też ci, którzy pierwsi zadali cios. Jest jednak inna grupa stalkerów. To osoby, których powód do uprzykrzania życia innym ma swoje źródło w czymś od zemsty różnym. Stalker zyskuje swoją siłę, kontrolując życie innych. To jak bardzo jest w stanie im zaszkodzić jest dowodem na to, jak potężnym się staje. Wszyscy pamiętamy telefonicznie zabawy z młodości. Salwy śmiechu powodowane usłyszeniem czyjegoś zaskoczenia po drugiej stronie słuchawki wydawały się być na tyle donośne, że popularność tej rozrywki rozeszła się echem po kraju. Tak więc każdy z nas ma pewne (pośrednie lub bezpośrednie) doświadczenia związane z tworzeniem telefonicznych psikusów. Mniej lub bardziej wulgarnych. Nie były swoją drogą na tyle szkodliwe, żeby uprzykrzyć komuś życie na dłużej. Stalking to rozwinięcie tej rozrywki do rangi sztuki. Choć nie jest to sztuka wysoka. Znane są historie ludzi, którzy raz jeden odebrali telefon z numeru prywatnego i od tamtego czasu przez długie miesiące byli nękani przez swojego prześladowcę. A prześladowca numer wybiera losowo. To czysty przypadek na kogo trafi. Do kogo później słał będzie kilkadziesiąt smsów. Jeśli będzie bardziej zaangażowany może z łatwością nękać swoją ofiarę na innych płaszczyznach niż tylko telefonicznej. Nikomu nie podsunę serii pomysłów, jak tego dokonać. Powiem tylko tyle, że praca stalkera zdaje się być bardzo ciężka. Wymaga uporu i konsekwencji. Wymaga różnego rodzaju wydatków i masy czasu na osiągnięcie celu. Bo broni się każdy, w mniej lub bardziej udany sposób.
Stalker musi się ukrywać, musi szafować swoimi groźbami w taki sposób, by między wierszami nie wyszło na jaw kim jest. Bardzo łatwo bowiem można namierzyć miejsce jego zamieszkania, a od kilku miesięcy stalking jest już karany grzywną oraz możliwością pozbawienia wolności.
Trudno zabezpieczyć się przed zostaniem ofiarą stalkingu. To może być bliska nam osoba lub osoba zupełnie nam obca, która przypadkowo ułożyła cyfry tak, by złożyły się na numer naszego telefonu. Nie chodzi tu o specyficzne traktowanie ludzi, którzy mogą nam zrobić krzywdę. Bo potencjalnie zrobić nam ją może każdy. My także możemy jąkomuś wyrządzać. Chodzi o to by nie robić tego z pełną świadomością, z premedytacją i rządzą zemsty lub pośmiania się czyimś kosztem. To, że mamy taką możliwość, ni zawsze znaczy, że powinniśmy z niej korzystać.
Hanna Ha